Saturday, October 20, 2012

#2: Niewygodna kanapa.


A/N: No i mamy rozdział numer dwa! Przepraszam, że mało się dzieje, ale to opowiadanie wydawało się ciekawsze w mojej głowie... Ale cóż, mam nadzieję, że przynajmniej komuś się to podoba i ktoś czyta moje wypociny. Rozdział dedykuję głupiej Margaret, na którą dzisiaj czekałam cały dzień :') <3 

+W zakładkach jest "Music", specjalnie dla fanów słuchania muzyki podczas czytania (:
++Dziękuje mojej kochanej Becie, Mirce, która zbetowała mi ten rozdział! (: ♥

Enjoy (: x

~*~

-Nie... – spojrzałem na niego, przełykając ślinę jeszcze głośniej niż poprzednio. Chłopak wstał i wyszedł z sali, rzucając czymś w róg pokoju. Nie miałem siły aby wstać i zobaczyć co to takiego, ale na szczęście do środka wszedł Pan Tomlinson...
-Coś się stało? – spytał, zauważając, że jestem lekko przerażony. Pokręciłem tylko głową i wskazałem mu róg sali. Ten obrócił się, po czym podniósł z ziemi  „coś”, co rzucił... Właśnie, jak on miał na imię?
-Co to takiego? – spytałem, a ten wręczył mi to coś.  Było to zdjęcie, lekko pogięte...



 Szczerze mówiąc, nie było na nim nic nadzwyczajnego. To tylko ja i.. ten brązowooki...

Moją uwagę przykuł jednak tył tej fotografii, a konkretniej napis na niej widniejący...

„Christmas 2011. Forever in my heart... x”

Kim jest brązowooki? Dlaczego to zdjęcie na zawsze ‘pozostanie w moim sercu’? O co w tym wszystkim chodzi?

Próbowałem sobie przypomnieć cokolwiek, jednak na marne...

-Może wody? – zaproponował doktor Tomlinson....
-Poproszę... – odpowiedziałem wyrwany z zamyślenia i uśmiechnąłem się lekko. On zrobił to samo. Ten jego uśmiech...

~*~

(L)

Zbiegłem na dół, prosto do samochodu, cały czas płacząc...

„And the tears come streaming down your face
When you lose something you can't replace
When you love someone, but it goes to waste
Could it be worse?”

-Coś się stało? – spytał troskliwie blondyn, spoglądając na mnie.
-Harry... on... mnie nie pamięta... – wyszlochałem, po czym wtuliłem się w niebieskookiego.
-Cii, już dobrze... – szeptał cicho, całując lekko moje czoło. Normalnie by mnie to zdziwiło, jednak teraz nie miałem głowy do takich spraw. Jak on, Harry Styles, mógł mnie zapomnieć? Jak on mógł zapomnieć nasze wspólnie spędzone na oglądaniu filmów wieczory? Jak on mógł zapomnieć uczucia, które nas łączyło?

Nawet nie wypowiedział mojego imienia...

Siedziałem w tym samochodzie, wtulony w blondyna, cały czas płacząc. Na zewnątrz zaczął padać deszcz, który jeszcze bardziej mnie przygnębił...

Gdzie popełniłem błąd?

~*~

(H)

Kiedy lekarz opuścił mój pokój, złapałem za iPhone’a, dalej przeglądając wiadomości. Zaciekawiła mnie dość nietypowa konwersacja z „Li x”...

„Niedługo się zobaczymy, Haz. Nie mogę się doczekać! Xx”

„Czekam z niecierpliwością kochanie! Kupiłem kilka filmów i popcorn! Xx”

„Uuu, w takim razie pośpieszę się! :D xx”

„Spadam, Li, muszę się wziąć za naukę... Kocham Cię, wiesz? Xx”

„Wiem, wiem, ja Ciebie też. Idź już, idź... do zobaczenia sweetcheeks! Xx”

Zaraz, zaraz... Jakie „kocham Cię”?!

Złapałem się za głowę, która momentalnie zaczęła mnie boleć na samą myśl o tym, że ja i... jakiś inny chłopak.. że my...

Muszę iść na spacer.

Założyłem buty leżące obok łóżka, zarzuciłem na siebie płaszcz i.. wyszedłem. Tak po prostu. Nikt tego nawet nie zauważył, więc było okej.

Padało. Nie, lało jak z cebra. Dosłownie.

Ale to nie miało znaczenia. Już nie...

Usiadłem na ławce przed szpitalem, a krople deszczu spływały po moim ciele. To dobrze, bo przynajmniej nie było widać, że płaczę...

Siedziałem tak na ławce, w deszczu. Byłem już całkiem przemoczony, ale nie obchodziło mnie to. Musiałem to przemyśleć. To wszystko... Te sms-y, płaczący chłopak... Czy to był Liam? Mój... chłopak?

Nagle ktoś usiadł obok mnie. Z początku nie zwracałem na to uwagi, jednak ten ktoś złapał mnie za ramię. Odwróciłem się... Louis.

-Harry, pada deszcz, może wejdź do środka zanim się rozchorujesz, huh? – spojrzał na mnie, ocierając twarz z kropel deszczu.
-Nie. Taka pogoda mi pomaga.. – odwróciłem wzrok.
-Na co?
-Na rozmyślanie...
-Nad czym?
-Nad.. życiem... nad sensem życia... nad.. Wszystkim.. – odpowiedziałem, cały czas patrząc gdzieś w dal. Kiedy spojrzałem na krzaki, przed oczami przeleciała mi krótka scena...

Noc. Las. Nóż. Krew. Pocałunek.

-Liam! – wykrzyknąłem, a Louis spojrzał się na mnie jak na jakiegoś wariata. I tak się czułem.

Głośne stukanie obcasów...
-Szukają Nas...
-Cicho, to tylko zabawa!
-Liam, boje się..
-Ja też...

Noc. Las. Nóż. Krew. Pocałunek. Stukanie obcasów. Krzyk....

Zabiłem ją. Zabiłem mu dziewczynę...

~*~

(N)

Odwiozłem bruneta do siebie, bo i tak nie miał kluczy do swojego mieszkania. Pozwoliłem mu zostać u mnie na jakiś czas, a przynajmniej dopóki Harry’emu nie poukłada się w czuprynie.

-Um, Liam...? – zacząłem.
-Huh? – odwrócił się w moją stronę.
-Śpisz w mojej sypialnii, ja kimne się na kanapie. – uśmiechnąłem się.
-Co? Nie, śpij u siebie, kanapa mi pasuje. – protestował brązowooki.
-Kanapa jest bardzo wygodna, wyśpię się. – nadal negocjowałem z chłopakiem.

Po kilku minutach „kłótni”,  ustąpiłem Liamowi i poszedłem na górę, a ten położył się na kanapie i przykrył kocykiem który mu wcześniej dałem.

Trzecia nad ranem.

-Psst... Niall... – usłyszałem, co sprawiło, że leniwie otworzyłem oczy.
-Liam? Co Ty tu robisz? – wymamrotałem  jeszcze w połowie śpiąc.
-Wiesz.. kanapa chyba jednak nie jest tak wygodna... Mogę..? – zapytał zdenerwowany.
-Ehh... Chodź. – posunąłem się bliżej ściany, po czym pozwoliłem chłopakowi położyć się pod kołdrą wraz ze mną.
-Dobranoc, Niall.
-Dobranoc, Liam.

_-_

Sunday, October 7, 2012

#1: "Nie wiesz kim jestem?"

A/N: Na początek chciałabym Wam podziękować za 13 komentarzy pod Prologiem, który był dupny :P 
A teraz MASSIVE SORRY za spóźniony rozdział, który średnio mi się podoba. Mam nadzieję, że go ogarniecie i może nawet się Wam spodoba? Od trzeciego rozdziału zacznie się dziać coś... ciekawego oraz, mam nadzieję, wciągającego. Chciałabym też podziękować za ponad 700 wyświetleń w dwa tygodnie! Jesteście wspaniali! 
+ Zapraszam do zakładki "Bohaterowie", aby ich trochę poznać.. ;) x
**P.S.**

Poszukuję Bety - osoby, która sprawdzała by rozdziały przed ich publikacją oraz poprawiała jakiekolwiek błędy. Więc jeśli prowadzisz bloga i jesteś zainteresowany - Napisz w komentarzu nazwę Twitter'a, linka do bloga i.. czekaj na odpowiedź! :) 

_-_


-Zazwyczaj pacjenci nie witali mnie z aż takim zniesmaczeniem, no ale cóż... – uśmiechnął się szeroko.. –Nazywam się Louis Tomlinson, miło mi. – podstawił mi dłoń prosto pod nos. 
-Przedstawiłbym się, ale nie znam nawet swojego imienia... – uścisnąłem jego dłoń, uśmiechając się lekko. 
-Ahh... – spojrzał na moją kartę. –Harry. Harry Styles. – Sposób, w jaki to powiedział, sprawiał, że moje ciało stawało się jak z waty..
-Dziękuje, Panie Tomlinson. – roześmiałem się, jednak szybko przestałem, ponieważ przyprawiało mnie to o jeszcze gorszy ból głowy. 
~*~
(L)
Zapukałem; jeden raz, dwa... Nic.
-Pan nawet nie próbuj, młody jest w szpitalu! – usłyszałem od tutejszego „żula”. Gestem ręki podziękowałem, po czym wyciągnąłem z kieszeni telefon i wbiłem numer Loczka. 
Jeden sygnał, drugi... Nic.
-Kurwa! – zaklnąłem na tyle głośno, aby wokół zebrało się kilka dzieciaków z sądziectwa. Machnąłem tylko ręką, po czym podniosłem swoją walizkę i wsiadłem z powrotem do samochodu. 
Pojechałem do najbliższego szpitala, sądząc, że właśnie tam jest Harry. Chociaż szczerze mówiąc tego nie oczekiwałem, bo w Londynie jest ponad sto innych szpitali, ale raz kozie śmierć.
Wparowałem do Recepcji cały spocony i zdyszanym głosem spytałem o Harry’ego Styles’a. Pielęgniarka tylko zmierzyła mnie wzrokiem po czym wyrecytowała wszystkim nam znane „Czy jest pan z rodziny?”.
-Nie, ale to ja się nim zajmuje i jestem jego najlepszym przyjacielem. – Odpowiedziałem, z nadzieją, że mi powie gdzie on jest. 
-Eh. - westchnęła. – Dobrze, pozwolę Panu wejść, ale tylko dlatego, że jego rodzice nie odpowiadają na moje wiadomości... – Uśmiechnęła się lekko, po czym wręczyła mi przepustkę i wróciła do swoich „ważnych spraw”. Podziękowałem i windą wjechałem na czwarte piętro. Oddział Neurologiczny. 
~*~
(H)
„Nie zapomnij o dzisiejszym przyjeździe Liam`a, Harreh! Urządzamy małą imprezkę! Oddzwoń potem, opowiem Ci szczegóły. Gem. xo.” 
Przeczytałem SMSa od osoby, która na mojej liście kontaktów widniała jako „Sis x”. A bynajmniej mam nadzieję, że był to mój iPhone, bo leżał na szafce obok...
Starałem się coś sobie przypomnieć, jednak na marne. Za każdym razem zaczynała strasznie boleć mnie głowa i momentalnie zasypiałem. 
Kim jest Liam? Dlaczego jego przyjazd jest taki ważny? Dlaczego urządzamy z tej okazji imprezę? Może to jakaś osobistość, szef? 
Tak wiele pytań i na żadno z nich nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi. Postanowiłem przejrzeć stare SMSy, żeby odświeżyć pamięć. Dosłownie. 
„Już niedługo wracam, Haz! Nie mogę się doczekać kiedy Cię zobaczę! Li x”
„Ja też czekam Buzz! Btw, kupiłem Ci nową maskotkę Chudego, bo tamta została zniszczona przez Rocky`ego :( Ale sam wiesz jaki on jest... Haz x”
„Niee!! Moja maskotka Chudego!! Dostałem ją od Danielle! :( Li x”
Serio, Harry, serio? Twoje życie chyba na prawdę było nudne...
Kiedy przeglądałem resztę wiadomości, na salę wparował wysoki brunet o czekoladowych oczach. Spojrzałem na Niego, zaciekawiony, a ten.. rzucił mi się na szyję i zaczął szlochać. 
-Harry, Ty żyjesz!